AUTA

Rzeźbiony powietrzem – Lotus Evija

Samochody elektryczne stały się modne. I to nie tylko w świecie aut kompaktowych lub małych. Coraz więcej producentów tworzy swoje super- i hiper-samochody oparte tylko o technologie EV. Porsche Taycan, Pininfarina Batistta czy chorwacki Rimac. Do tych producentów dołącza Lotus ze swoim nowym dzieckiem, modelem Evija.

Evija. Co to znaczy? Jak powiedział mi człowiek od Lotusa Evija (wymawiane Ewija, nie Evidżja) oznacza “Pierwszy istniejący” lub “Żywy”. Teorii nie ma co dorabiać, Evija jest po prostu pierwszym hipersamochodem brytyjskiej marki. I do tego elektrycznym. Ciekawostka – przy tworzeniu auta pomagał chiński Geely, który jest właścicielem Lotusa.

Rzeźbiony powietrzem

Sformułowanie wcale nie użyte na wyrost, ponieważ zewnątrz auto wygląda jak jeżdżąca rzeźba. Wszystko podyktowane jest jak najmniejszemu oporowi powietrza. Boczne przetłoczenia w drzwiach prowadzą bezpośrednio do tuneli w tylnej części których wylot jest w środku świateł. Jest to coś co pierwszy raz widziałem w nowym Fordzie GT, gdzie światła z tył są puste, a poprowadzone są tunele przez które przechodzi powietrze. Auto jest wyposażony w aktywny spoiler z tył, który dociska auto podczas torowej jazdy. Aktywuje on się z aktywnym ruchom przednim spliterem oraz współpracuje z aktywnym dyfuzorem z tył. Tak naprawdę aerodynamiczna magia w Eviji zaczyna się już z przodu gdzie maska posiada charakterystyczne wyżłobienia, które prowadzą powietrze na boki w stronę tyłu. Główny projektant, Russell Carr, mówi wprost, że inspiracją był Espirt Turbo i kształt rzeźbionego skrzydła nie jest przypadkowy i odnosi się do początkowych założeń tamtego klasycznego i w niektórych kręgach kultowego auta. Lotus nie ukrywa, że ich nowy samochód to torowa zabawka w 100%. Do tego stopnia, że auto nie posiada konwencjonalnych lusterek, ale specjalne kamery, które pomagają kierowcy monitorować to co się dzieje za nim i obok niego i wysuwają się z nadwozia.

Waga ultralekka

Brytyjczycy nie ukrywają tego, że auto jest stworzone z myślą o osiągach. Do tego stopnia, że kabina jest wykonana z jednolitego kawałka włókna węglowego – monokok w stylu F1 zabezpiecza kierowcę i pasażera. Jest wytrzymały a jednocześnie super lekki. Lekkość jest także w całej konstrukcji auta, którą widać od razu. Auto z bateriami i pełnym osprzętem waży 1680 kg i dzięki temu wynikowi staje się najlżejszym hipersamochodem elektrycznym, który wjedzie na drogi.

For the Drivers

Dewiza która od początku przyświecała twórcy Lotusa – Colinowi Chapmanowi, jest aż nazbyt obecna w nowym aucie. Auto wyposażony jest w system napędu na wszystkie koła, z systemem torque vectoring. ESP czuwa aby potencjalny kierowca nie wylądował na drzewie, a za “czucie” kół odpowiada elektro-hydrauliczny układ kierownicy. W środku jest spartańsko, ale jak pięknie. Kierowca jest otoczony wręcz rzeźbą, która jest ultralekka i funkcjonalna. Praktycznie każdy element jest wykonany z włókna węglowego. Śniedzenia powleczone są skórą (są z włókna węglowego, a Lotus podpatrzył je chyba od McLarena) Kierownica prostokątna, już nawet nie sportowa a wyścigowa. Na dole jej znajduje się pokrętło ustawienia jednego z 5 trybów jazdy – Eco, City, Tour, Sport oraz Track, sterowanie radiem, wycieraczkami, tempomatem i komputerem. Kierunkowskazy są w styli Ferrari – guziki zamiast dźwigienek. Na kierownicy najważniejszym jest guzik DRS, który wymusza wysunięcie spoilera, tak jak to ma miejsce w Formule 1. Całość prostokąta obszyta jest alcantarą. Środkowa konsola to dosłownie pałąk na którym znajdują się wszystkie dodatkowe guziki do kontroli multimediów, system podnoszenia przodu, sterowania klimatyzacją oraz guzik startu i zatrzymania. Ręczny elektroniczny. Pamiętajcie – waga wrogiem przyśpieszenia.

System Evija Connectivity to głównie wyświetlacz przed oczyma kierowcy, znajdziemy tam wszystkie potrzebne dane, w tym laptimer w trybie Track. Auto będzie – na wzór Tesli – stale podpięte do sieci i zbierał dane do nawigacji, telemetrii oraz systemów bezpieczeństwa.

Elektryczny hipersamochód o ultraosiągach

Gałąź elektrycznych samochodów to nie tylko cudowny dizajn i realna oszczędność, ale przede wszystkim pole walki. Szczególnie w segmencie super- i hipersamochodów. Graczy jest niewielu, ale rozpychają się łokciami i nogami. Osiągi na poziomie 1900 koni nikogo nie dziwią. Ze zdobyczami technologii i wszędobylskiej elektroniki auta nawet o takiej mocy są po prostu bezpieczne, a elektroniczna niańka na zwykłej drodze dba o wszystko. I czas chyba porozmawiać o osiągach. Lotusowi udało się być najlżejszym, ale osiągami nie ma zamiaru walczyć z Elonem Muskiem i jego Roadsterem drugiej generacji, ale wynik od 0 do 100 km/h w czasie poniżej 3 sekund robi wrażenie. O wiele większe wrażenie robi czas od 0 do 300 km/h, który wynosi poniżej 9 sekund. 9 sekund do teoretycznej maksymalnej prędkości, która wynosi 320 km/h. W pełni elektryczny układ napędowy AWD jest za to odpowiedzialny. Jeżeli chodzi o moment obrotowy auta to 1700 Nm. Baterie są umiejscowione jak przystało na auto sportowe – pośrodku. Zaraz za kabiną kierowcy, a przed tylną osią. Brytyjczycy połączyli klasyczną recepturę auta sportowego z przyszłością.

Bateria starczy na 400km jazdy w cyklu mieszanym lub 7 minut jazdy z pełną mocą w trybie torowym. Król czysto spalinowych hipersamochodów – Bugatti Veyron spalał pojemność swojego 100 litrowego baku spalał w 12 minut. Jednak Veyrona nie “zatankujemy” na postoju w pitsopie z gniazdka. Tutaj Lotus też wyprzedził konkurencję i razem z Williams Advnaced Engineering do Eviji stworzyli baterię, która przyjmie napięcie 800 kW, a taka moc naładuje do pełna samochód w 9 minut. Realia są jednak takie, że ładowarki 800 kW jeszcze przez jakiś czas nie zobaczymy, ale jak najbardziej realną mocą 350kW naładujemy auto do 80% w 12 minut. 100% zobaczymy po 18 minutach postoju.

Ultralekki, ultraszybki i… ultrarzadki

Kodowa nazwa projektu to Type 130 jednocześnie przechodzi on jako historyczny dla historii marki, ponieważ jest to kolejna przełomowa konstrukcja. Jak podaje Lotus, Type 130 jest pierwszym, brytyjskim w pełni elektrycznym hipersamochodem. Będzie to także auto limitowane do 130 egzemplarzy. 10 egzemplarzy już sprzedano, zostało 120 sztuk, które można zamówić bezpośrednio u przedstawicieli marki lub na stronie producenta. I możecie zrobić to już teraz, a żeby “klepnąć” miejsce w kolejce produkcyjne musicie wyłożyć 250 tys Funtów. Całość inwestycji w Evije to 1.7 miliona funtów co z podatkami daje sumę 2 mln Funtów. Jeżeli nie operujecie w funtach to szykujcie prawie 10 mln złotych polskich. Produkcja rozpocznie się w specjalnie przygotowanej fabryce na początku 2020 roku i także w przyszłym roku pierwsi klienci odbiorą swoje elektryczne zabawki.

Kto następny?

To pytanie nasuwa mi się patrząc na listę firm, które patrzą przychylnie na samochody elektryczne. Z dużych marek praktycznie każdy producent ma coś elektrycznego lub PHEV. Honda inwestuje na tyle mocno w EV, że rozważa wycofanie się z Formuły 1 na rzecz Formuły-E aby rozwijać technologię. O tym samym nieoficjalnie myśli Aston Martin. “Elektryki” pokazują także, coraz dobitniej, że taka motoryzacja nie jest nudna, a to czym w przypadku silnika konwencjonalnego bywa wymęczonym wynikiem, tutaj jest kwestią odpowiedniego zestrojenia. Dla EV, 2000 koni jest jak 150 koni dla miejskiego crossovera. Także… kto następny z dużych będzie mógł powiedzieć “Future is now, old man” i stworzy swój Ultracar? Bo nie oszukujmy się – także petrolheadzi, elektryczne hipersamochody to nowy gatunek, które spokojnie można nazwać Ultracarami.

P.S. od Autora

Jestem, a raczej byłem zatwardziałym paliwożercą. Obecnie – przekonuje się do elektryków, zachwyca mnie to jakie możliwości daje przyszłość, niekoniecznie Full-Electric, ale właśnie hybrydowa. Osobiście jeżdże RX-8 R3, planuję zakup elektrycznego motocykla. Mogę się nazwać Petrolheadem nowej generacji.

Wojtek Szoka, Drive4Life

Komentarze (aby komentować zaloguj się na Facebook)

komentarzy

Do góry